Codzienność we dworze

Klauzula informacyjna dot. przetwarzania danych osobowych na podstawie obowiązku prawnego ciążącego na administratorze. Szczegółowe informacje znajdują się w zakładce: Polityka prywatności.

CODZIENNOŚĆ WE DWORZE

 

 

Wnetrze muzeum zywej kultury staropolskiejPrzy dziedzińcu dom chędogi,

Półtoraczne ławy w ganku,

Sień obszerna, a przy wianku

Wiszą strzelby, smycze, rogi,

Kordy, rzędy, drożne burki

I wyprawne pękiem skórki.

Drzwi na oścież – a w pokoju

Stół dębowy, woskowany,

Pod nim niedźwiedź rozesłany,

Dzban cynowy do napoju,

A na ścianach antenaty,

A na półkach srebrne blaty...[1]

 

 

 

Wnętrze Muzeum Żywej Kultury Staropolskiej w Janówce,
rys. Kinga Nowak na podstawie fotografii (Internet)

 

Oto skrócony, ale jakże przemawiający do wyobraźni „skondensowany” opis dworu – „domu chędogiego” polskiego szlachcica. Takim go widział poeta. W rzeczywistości dwór polski był nie tylko budynkiem, ale raczej sztabem generalnym dowodzącym rozległym gospodarstwem ziemiańskim. Mieszkał w nim szlachcic – ziemianin ze swą rodziną, często z kilkoma bliższymi lub dalszymi krewnymi, a czasem i z osobami zupełnie obcymi, które uczepiwszy się „pańskiej ręki i stoła” nadwerężały (nieraz całymi latami) cierpliwość gospodarza. Ten zaś zwykle bardziej dbał o swą reputację gościnnego dobroczyńcy niż zapobiegliwego strażnika spiżarni.

Dwór musiał pomieścić tę ciżbę ludzką i jednocześnie wypełniać potrzeby administracyjno-biurowe. Ustawicznie przebudowywany i rozbudowywany, krył w sobie rozliczne pomieszczenia. Zwykle były to: kuchnia, pokój pana, sypialnie, buduar, pokoje dziecinne, pokój dla bony lub guwernantki czy biblioteka, a także mniejsze izby, ale równie ważne, jak spiżarnia, garderoba, kredens, sień.  Dawniej na co dzień przebywali w nich domownicy czyli ziemianie oraz najbliższa służba; wszyscy zajmowali się zarówno sprawami domowymi, jak i zawodowymi. Działo się to w zrównoważonym czasie i przestrzeni: dom i praca, a nawet szkoła, przeplatały się ze sobą nawzajem, tworząc swoisty mikroświat, samowystarczalny i  jedyny w swoim rodzaju.

Jaki więc on był?  Ta historia kryje w sobie wiele ciekawych wątków. 

Ważną częścią domu był salon. Każdego powszedniego dnia po południu lub wieczorem rodzina, rezydenci, goście przebywający we dworze, gromadzili się razem, by spędzić kilka godzin na rozmowie, muzykowaniu, drobnych zatrudnieniach czy zabawie. Salon był dumą każdej pani domu, która starała się by wyglądał modnie. O jej dobrym smaku i wytworności świadczyło wyposażenie salonu w luksusowe meble oraz przedmioty go dopełniające, np. obrazy, zegary, kandelabry, żyrandole, wazony, dywany etc. Modnie zwłaszcza bywało wyłożyć na stole roczniki „Bluszczu” [2] , „Tygodnika Ilustrowanego” [3] lub uczoną książkę z zakładką w środku, co miało świadczyć, że pani domu oddaje się w wolnych chwilach poważniejszej lekturze. W salonie starsi zasiadali w fotelach, dla młodzieży przeznaczone były krzesła albo podnóżek. Gdy zapadał mrok, na ogół nie od razu wnoszono zapalone lampy lub świece, które w zwykły wieczór oszczędzano (elektryczność, za sprawą własnych elektrowni, pojawiła się we dworach na przełomie XIX/XX wieku). O tej porze - między dniem a nocą mówiło się – „uszanujmy szarą godzinę”. Wtedy to matki napominały lub radziły swoim córkom. Były to także chwile dla zadumy lub cichszych, poufalszych rozmów, a czasem pora odmówienia wspólnej modlitwy. Późniejszym wieczorem, już przy świetle, każdy powracał do swych zajęć, umilanych niejednokrotnie głośnym czytaniem jakiejś zajmującej książki lub śpiewem i grą na fortepianie.[4] Codzienny porządek zmieniał się, gdy w domu zawitali goście, nadchodziła wówczas pora rozlicznych rozrywek i zabaw (wtedy nie oszczędzano nawet na świeczkach).

Żytomierz

Żytomierz, rys. Pamela Kowalska na podstawie fotografii rodziny Łubieńskich (Internet)

 

Jeszcze w pierwszej połowie XIX w. w salonie odbywał się ślub córki ziemianina w jego rodzinnym domu. W pierwszym ćwierćwieczu XIX w. wprowadzono do salonu nowość: zaczęto ustawiać na Boże Narodzenie choinkę.[5] Na święta obdarowywano nie tylko wszystkich domowników, ale też służbę we dworze i mieszkańców folwarku. W wielu dworach rozpoczynano na długo przed Wigilią sporządzanie szczegółowych spisów służby folwarcznej. Cała służba domowa dostawała, np.: po worku z bakaliami, a nadto prezent indywidualny, zawsze coś z ubrania: dla kobiet - materiał na suknię lub bluzkę, szalik albo pończochy, dla mężczyzn - koszulę, rękawiczki, skarpetki itp.[6]

Przygotowaniem świątecznych potraw zajmowano się także w tych dworach, w których nie urządzano Wigilii, tylko udawano się w gościnę. Nie wypadało pojawić się z pustymi rękami, a zapasy jedzenia, które zabierano ze sobą, traktowano jako świąteczny podarunek.[7]

Wigilijny poranek rozpoczynał się tradycyjnym polowaniem, co jak głosił jeden z przesądów myśliwskich, zapewniało szczęście przez cały nadchodzący rok. Łupem myśliwych padały przede wszystkim zające, ale także lisy, dziki, bażanty, króliki, kuropatwy. Polowano wspólnie z sąsiadami i gośćmi z odleglejszych stron. Polowanie było pasją, a nawet prawdziwą namiętnością większości ziemian.[8]  

wyjazd na polwanie z sokołem

Wyjazd na polowanie z sokołem, rys. Pamela Kowalska na podstawie obrazu J. Kossaka

 

Tymczasem w kredensie, pomieszczeniu znajdującym się obok jadalni, kredensarze wraz z chłopcami kredensowymi szykowali nakrycia stołowe, doprawiali sałatę, układali pokrojone pieczywo i ciasta.  Znajdowały się tam fajerki - maszynki do gotowania wody, jajek, kawy, robienia czekolady. Tam także stały zazwyczaj „tarczany ordynaryjne” (rodzaj drewnianego tapczanu), przeznaczone na posłania dla służby. W pomieszczeniu tym poustawiane były szafy kryjące mnóstwo przegródek, półek i szuflad, w których trzymano sztućce, zastawę porcelanową, fajansową, szkła, srebra oraz nieprzebraną zwykle ilość obrusów. Do każdego z tych obrusów należała odpowiednia liczba serwet, które, misternie karbowane, ustawiano w czasie przyjęć przed gośćmi, w dni zaś powszednie wkładano w srebrne lub w kościane kółka. Kółko takie oznaczone monogramem, posiadał każdy z domowników, i do niego po posiłku wsuwał swą serwetę, aby się nie pomyliła z innymi.[9]

 

Scenka 4.jpg

Wieczerza, rys. Kinga Nowak na podstawie ilustracji z artykułu A. Merte (Internet)

 

Pokojem typowo męskim, w którym przebywał gospodarz wraz ze swoimi gośćmi była palarnia. Pan domu lubił czuć się swobodnie w tym pokoju i swobodnie podejmować przyjaciół, dlatego często wyposażona była w proste sprzęty, zapewniające przede wszystkim wygodę i komfort. Palarnia niejednokrotnie spełniała zarazem rolę pokoju myśliwskiego, tam zawieszano trofea łowieckie i trzymano broń. Na ścianach wisiały skóry zwierzęce. Często futro niedźwiedzia czy wilka rozściełano nieopodal kominka, by mógł się na nim wylegiwać ulubiony pies ułożony do polowania. Kilka wygodnych foteli, czasem biurko, dopełniało umeblowania. Najważniejszy jednak sprzęt stanowiła fajczarnia, czyli specjalny stojak służący do ustawiania fajek. W palarni pan domu, ubrany w turecki szlafrok, chętnie przesiadywał po sutym obiedzie. W drugiej połowie XIX w. palarnię zaczęto z francuska nazywać fumoir’em.[10]

Pokojem pracy gospodarza był gabinet, nazywany także kancelarią. Tam pan domu przyjmował administratora majątku i innych wyższych oficjalistów, żeby omówić zakończone roboty oraz wydać dyspozycje na dzień następny. W gabinecie przede wszystkim znajdował się sprzęt, przy którym można było pisać korespondencję czy wypisywać rachunki. Na biurku zazwyczaj stały liczne przybory do pisania: kałamarz, piaseczniczka - naczynie, w którym osuszano napisany tekst, płaska łódeczka, w której trzymano pióra, wycieraczkę do piór, specjalny nóż do ich ostrzenia. W kancelarii pod ścianami stały szafy, w których znajdowały się rejestry i książki oraz najważniejsze akta majątkowe. Kasa na pieniądze, fotel przed biurko, kilka krzeseł dla interesantów, przybory kominkowe oraz spluwaczki dopełniały zwykle urządzenia tego pokoju.[11]

W ciągu dnia pan domu zajmował się przede wszystkim kontrolą i planowaniem robót we dworze. Dopiero wieczorem, gdy wykonano już zaplanowaną pracę, odpoczywał i oddawał się lekturze lub prowadził rozmowy z domownikami. Koniec dnia wieńczył lekturą „Tygodnika Ilustrowanego” czy „Ziemianina”: interesowały go bowiem sprawy tak gospodarcze jak i polityczne, również rozgrywające się w szerokim świecie.[12] Nierzadko trwał tak przy lekturze do późnych godzin nocnych. 

Świat sypialni pani i pana domu to nie do końca zamknięta i osobista przestrzeń, lecz pokój dziennego pobytu. W początku XIX wieku w dworach bywały zazwyczaj dwie oddzielne sypialnie: pani i pana domu oraz dwie przyległe do nich ubieralnie (garderoby). Aby w dzień można było się wygodnie wyciągnąć bez konieczności rozburzania pościeli, w sypialni znajdował się zwykle szezlong. Meblem nieodzownym była również toaleta, zwana też gotowalnią lub garderobą. W sypialni był także klęcznik, przy którym odmawiano poranne i wieczorne pacierze. Wiszące na ścianach obrazy świętych lub krucyfiks, szczególnie taki, który czczono w rodzinie, miały chronić dom od wszelkiego zła. W XIX wieku przywiązywano ogromną wagę do pościeli, która misternie ułożona, piętrzyła się na każdym łóżku. Przylegającą do sypialni garderobę wypełniały szafy. Stały tu również komody z szufladami na bieliznę stołową, osobistą, pościelową, kufry na rzeczy zimowe, a także „ordynaryjny tarczan”, na którym sypiała panna służąca, by być zawsze na zawołanie swej pani.[13] 

Buduar, który znajdował się obok sypialni pani, łączył funkcje bawialni i gabinetu do pracy. Słowo buduar pochodzi od francuskiego słowa „bouder” - dąsać się . To właśnie tam pani domu mogła odpocząć od sztywnych norm i zasad obowiązujących na co dzień. Urządzony przytulniej, barwniej, jednym słowem bardziej kobieco niż salon, gromadził w swoim wnętrzu niewielkie mebelki i ogromną ilość drobnych bibelotów, które pani domu dostawała przy różnych okazjach od rodziny i znajomych. Buduar wyposażony był w niewielkie kanapy i fotele. Do pracy służył sekretarzyk lub małe biureczko z licznymi szufladkami. Na biureczku ustawiano lampę lub lichtarze, portreciki bliskich, kosztowne, najczęściej porcelanowe, przybory do pisania.

 

Buduar

Buduar, rys. Kinga Nowak na podstawie obrazu B. Rychter-Janowskiej (Internet)

 

Przy biureczku pani domu zasiadała nie tylko do prowadzenia rachunków, lecz przede wszystkim do pisania korespondencji. W XIX wieku kobiety miały zwyczaj, a właściwie niemal obowiązek, dzielić się wydarzeniami dni codziennych i świątecznych z najbliższą rodziną oraz z przyjaciółmi i sąsiadami. Trzeba było pamiętać o imieninach, urodzinach, rocznicach, wszelkich wydarzeniach familijnych, które wymagały stosownego listu i powinszowań.[14] Pani oddawała się rozlicznym zajęciom – czasem wyłącznie artystycznym. Wtedy ustawiano w buduarze pulpit, a nawet sztalugi do rysowania. Często ulubionym zajęciem pani było życie salonowe i sztuka podobania się, a także lektura poezji i romansów. Jednakowoż bardzo często pani domu obdarzona była zmysłem gospodarskim i dobrym zdrowiem. Miała wtedy dzień szczelnie wypełniony życiem rodzinnym i towarzyskim. Sprawy wychowania dzieci, wizyty gości, wyjazdy w sąsiedztwo, a przede wszystkim zarządzanie gospodarstwem domowym oraz praca społeczna zaprzątały ją bez reszty. Nadzorowała prace w kuchni, wydawała ze spiżarni produkty niezbędne do potraw. Uważano, że wzorowa ziemianka powinna wiedzieć, jak zestawiać menu na różne przyjęcia, co jest potrzebne w domowym gospodarstwie, oraz umieć pokierować przygotowaniem przetworów i gromadzeniem zapasów w spiżarni. W mniej zamożniejszych dworach zaangażowanie pani w gospodarstwie musiało być większe, jako że nie starczało pieniędzy na liczną służbę, a wydatki z konieczności podlegały skrupulatnej kontroli. Pani domu zatem sporządzała zestawienie planowanych dochodów i wydatków, i sprawdzała rachunki. Ponadto doglądała prac w ogrodzie, sprawowała pieczę nad mieszkańcami dworu, dbała o ich wychowanie i warunki bytowe, a także wizytowała założone przez siebie ochronki, odwiedzała wiejskie chałupy, udzielając cennych rad i lecząc chorych. Pani ze dworu udzielała także lekcji dzieciom wiejskim. Ochronki mieściły się najczęściej w zabudowaniach dworskich, a uczęszczały do nich zarówno dzieci gospodarzy, jak i służby folwarcznej.[15]

Hodowla drobiu, obok ogrodnictwa, była tą dziedziną gospodarstwa, którą pani we dworze zajmowała się najczęściej i najchętniej. Z biegiem lat właśnie hodowla drobiu dostarczała dochodów, które były nie tylko dodatkiem do osobistych zasobów finansowych pani domu, ale stanowiły również znaczącą część dochodów całego gospodarstwa. Pani nieustannie doskonaliła się w swoich umiejętnościach, czytała fachowe wydawnictwa i specjalistyczną prasę rolniczą, gdzie dużo miejsca poświęcano drobiarstwu. Młode panny odbywały praktyki we dworach, które odnosiły hodowlane sukcesy na niwie drobiarskiej.[16]

Kuchnia dworska, aby sprostać codziennym zadaniom musiała być obszerna. Toteż przynajmniej do połowy XIX w. – wzorem dawnych wieków - kuchnię sytuowano najczęściej w osobnym budynku nieopodal dworu. Potem kuchnię zaczęto umieszczać w suterenach dworu lub w bocznym jego skrzydle. Wokół kuchni przez cały dzień kręciła się służba oraz przejezdni, np. kupcy pragnący coś wytargować. Najważniejszym jej miejscem było palenisko, posługiwano się również rusztami i rożnami. W kuchni znajdował się także duży piec do pieczenia chlebów, ciast oraz większych sztuk mięsa. Z biegiem lat pojawiły się tzw. kuchnie angielskie, murowane z cegły lub kafli, które jednak nie miały swoich zwolenników - wielu kucharzy nie umiało po prostu na nich gotować. Także ku niezadowoleniu kucharek i kucharzy wprowadzono do kuchni opał węglowy, który początkowo spotkał się z dużą nieufnością użytkowników.       

W kuchni obok zwykłego gotowania i przyrządzania potraw zajmowano się wieloma innymi czynnościami, dziś już w kuchni niewykonywanymi, np.: ubijano masło, rąbano ćwierci mięsa przy pomocy topora lub tasaka, robiono nalewki, często używane również jako lekarstwa. Wszystkim tym zawiadywał kucharz. Pewną znajomość kuchni posiadały również panie domu, chociaż wiele było takich, zwłaszcza w bardzo zamożnych dworach, które nigdy nie przekroczyły kuchennego progu.                                                                          

Mieszkańcy dworu prowadzili aktywne życie towarzyskie. Często gościli przejezdnych, a obiady, kolacje, i przede wszystkim wystawne przyjęcia, ciągnęły się zwykle nieskończenie długo. Kardynalną cnotą polskiego ziemianina była gościnność. Bramę prowadzącą do dworu trzymano otwartą dla wszystkich, nawet nieznanych gości. Zwykłą rzeczą była niespodziewana wizyta i nocleg znajomych i krewnych, którzy akurat znaleźli się w okolicy.[17] Nierzadko gospodarze wyjeżdżali sami do sąsiednich dworów, do wielkich miast na dłuższy pobyt czy do kurortów, zwanych także wodami. Również intensywną częstotliwością odznaczały się wyjazdy za granicę. Wiele ziemiańskich rodzin na zimowe miesiące opuszczało swoje wiejskie siedziby. Na miejscu pozostawała część służby i administrator. Dopiero na lato zjeżdżano do swoich majątków, i wtedy obowiązkowo składano wizyty we dworach bliższych i dalszych krewnych osiadłych  w okolicy.[18]

Powszechna wesołość panowała szczególnie w zapusty; wtedy ziemianie chętnie urządzali zabawy, gdzie „cała ludność szlachecka na prowincji ruszała się ze swoich siedzib, najeżdżając się nawzajem kuligami.”[19]  Zabawy bywały wesołe i częste, tańczono krakowiaka i mazura, tańce polskie i obce, ludowe i salonowe. Tańczono wszędzie: w sali balowej pobliskiego dworu i na dworze, wśród drzew…

kulig

Kulig, rys. Kinga Nowak na podstawie ilustracji z artykułu E. Michałowskiej-Walkiewicz (Internet)

 

Codzienne życie ziemian było ciekawe. Domownikom dworu, gdy się zbudzili, służba serwowała do łóżka kawę ze śmietaną oraz obwarzanki, biszkopty lub bułeczki. Właściwe śniadanie podawano później w jadalni, i składało się ono z chleba, bułek, masła, kawy, jajek, szynki, wędzonych ryb, sera czy pasztetów. W wielu dworach spożywano także drugie śniadanie. Jego menu zależało od pory obiadu, ponieważ ziemianin często wyjeżdżał  do południa, objeżdżał pola, na których zaplanowano na ten dzień prace, czy załatwiał interesy, i wracał właśnie na posiłek.

Do obiadu, jadanego przeważnie koło południa, gospodarze i goście schodzili się  punktualnie o ustalonej godzinie. Podawano zwykle od czterech do sześciu potraw: zupę, dwa dania mięsne, jarzyny i deser. Często na deser i kawę oraz rozmowy przechodzono do salonu lub biblioteki, która odgrywała ważną rolę w życiu dworu. Wiele z nich mogło poszczycić się bogatym księgozbiorem, kolekcjonowanym przez całe pokolenia. Oprócz podręczników rolniczych i poradników gospodarczych, książek o tematyce religijnej i historycznej sprowadzano także beletrystykę polską i obcą, najczęściej francuską. Zwykle książki zajmowały jedną lub dwie szafy biblioteczne w salonie, w uboższych dworach - ledwie kilka półek, ale bywało też, że przeznaczano na nie oddzielne pomieszczenie - właśnie bibliotekę.[20]

Około czwartej lub piątej po południu przenoszono się z powrotem do jadalni, w której rozpoczynał się podwieczorek składający się z kawy, herbaty, różnych gatunków konfitur, ciastek oraz owoców. Kolacja składała się przeważnie z trzech potraw. Podawano, podobnie jak na obiad: zakąski, podstawowe dania mięsne i desery.

Oprócz stołu, wokół którego zasiadali gospodarze i goście, w każdym dworze czy pałacu funkcjonował drugi, a niekiedy i trzeci „stół”. Tak nazywano pożywienie dla służących i innych osób zatrudnionych w domu i na folwarku, czyli pracowników dworskich.[21] Grupa ta nie była jednakowa społecznie, a podziały istniały takie, jak wśród szlachty czy mieszczaństwa. Główne bariery przebiegały między personelem administracyjnym a pozostałą służbą. W pierwszej grupie byli służący, którzy zajmowali się  wychowaniem i edukacją młodego pokolenia: bony, nauczyciele i korepetytorzy. Szczególnym szacunkiem obdarzano tu cudzoziemców, zwłaszcza francuskiego pochodzenia. Do drugiej grupy, czyli administracji, należeli kierownicy i wyższy personel zakładów przemysłowych, działających na terenie majątku, np. dyrektor cukrowni, kierownik gorzelni, lekarz fabryczny. Pozostała służba dzieliła się zasadniczo na: służbę domową i pracowników zatrudnionych w gospodarstwie. Najbardziej uprzywilejowanymi byli ci, którzy byli związani bezpośrednio z domem mieszkalnym właściciela, np. gospodyni, lokaj, pokojówka, niania czy piastunka dzieci, klucznik, garderobiana, kucharz, praczka, chłopiec kredensowy, stróż itd. Ale i tu obowiązywała hierarchia. Inną pozycję miał kamerdyner, a inną chłopiec kredensowy czy pomocnik kucharza.[22] Kucharkę lub - co uchodziło za znacznie elegantsze - kucharza, zatrudniano w każdym, nawet niezamożnym dworze. Zbankrutowany szlachcic dopóki się dało, trzymał dobrego kucharza, a kucharz kończył swoją karierę we dworze dopiero wtedy, kiedy już fornalki, woły, a nawet i krowy zostały wysprzedane. Kucharz miał wysoką pozycję. Od jego talentów zależał towarzyski prestiż gospodarzy. Najbardziej ceniono kucharzy francuskich lub takich, którzy opanowali zasady francuskiej kuchni.[23]

Najliczniejszą i najniżej notowaną była służba zaplecza gospodarczego i folwarczna. Niektórzy jej przedstawiciele cieszyli się wysoką pozycją wśród współpracowników, np. ogrodnik, młynarz.  Niezłą też pozycję mógł mieć stangret, a także zwierzchnicy służby gospodarskiej i polowej: gumienni, karbowi. Dalej w hierarchii znajdowali się folwarczni rzemieślnicy: stolarze, stelmachowie, kowale, młynarze, mleczarze, gorzelniani, majstrowie w dworskich zakładach przemysłowych. Jeszcze w innej podgrupie mogli być zwykli furmani, stajenni, stróżowie folwarku, dojarki, gajowi, pastuchowie, wreszcie gromada robotników i robotnic polowych. Ci ostatni dzielili się na pracowników stałych i robotników sezonowych zatrudnionych na określony czas.

damy w salonie

Damy w salonie, rys. Pamela Kowalska na podstawie fotografii z kolekcji J. Przewłockiego (Internet)

 

W domach szlacheckich zachowywano pewne zasady i hierarchię przy zatrudnianiu pracowników różnych kategorii. Ważniejsze, lepiej płatne funkcje zachowywano dla drobnej szlachty, ludność chłopska zajmowała gorsze miejsca. Ważnym stanowiskiem był ekonom, którego nazywano zarządcą całego gospodarstwa, innym razem był on pracownikiem nadzorującym prace polowe. Kolejną ważną pozycją we dworze zajmował pisarz, który prowadził rachunkowość związaną z pracą robotników rolnych (nadzór i płace), czuwał nad stanem zapasów zboża, pilnował spichlerza itp. Raz podjęta praca we dworze była niekiedy dożywotnia, szczególnie dla bardziej wykwalifikowanych pracowników. Był również zwyczaj przejmowania sprawdzonych już oficjalistów z innych domów. Kariery rozpoczynano od najniższych funkcji, później awansowano, zależnie od posiadanych i zdobytych umiejętności. Bardziej zdolni młodzi chłopcy mieli czasami szansę na zdobycie edukacji w szkołach na koszt dworu. Wybrańców, sprawdzonych i obdarzonych zaufaniem traktowano jak domowników. Tych, którzy doczekali starości we dworze, przyjmowano na utrzymanie i opiekowano się nimi do końca życia. W wielu domach dzieci uczono szacunku dla służby i wymagano posłuszeństwa dla bon, nauczycielek czy służących. Jednakże utrzymywały się silne bariery między właścicielami a ich pracownikami, i tak np. zdejmowanie nakrycia głowy, kłanianie się i całowanie po rękach właścicieli było jednym z charakterystycznych elementów podkreślających miejsce służącego we dworze. Dzieci oficjalistów mogły być towarzyszami zabaw czy edukacji domowej młodych ziemian. Zdarzały się jednak przypadki, iż dzieciom ziemian zabraniano kontaktów ze służbą, aby uchronić je przed złymi obyczajami i językiem. Bywanie w kuchni, kredensie, pokojach służby, nie mówiąc już o izbach czeladzi, było z reguły dzieciom i młodzieży ziemiańskiej zabronione.[24]

Gdy dzieci gospodarza dochodziły do wieku, kiedy była pora pomyśleć o ich edukacji, dom zapełniał się maître’ami i guwernantkami. Wywodzili się oni spośród młodzieży akademickiej, która w ten sposób dorabiała sobie na dalsze studia lub spośród ludzi, którzy ukończyli już jakiś fakultet i w ten sposób rozpoczynali dopiero karierę życiową. Chętnie angażowano cudzoziemców; ceniono sobie, gdy maître odznaczał się rozległą „światową” wiedzą, pełną ogładą towarzyską, potrafił wymyślić i zorganizować ciekawe rozrywki. Maître’owie zajmowali się młodzieżą męską. Pieczę nad dziewczętami powierzano guwernantkom, do których zadań należało przekazanie młodej pannie stosownej ogłady, wyuczenie jej przynajmniej jednego języka (najczęściej francuskiego), muzyki, robótek ręcznych, salonowego obejścia.[25]

Zarządzanie dworskim gospodarstwem nie było wcale proste, dlatego zamiłowanie ziemianina do pracy w rolnictwie było cechą najbardziej cenioną. Zazwyczaj to on osobiście gospodarował w swym folwarku, wyręczając się w nadzorowaniu robót w polu i we dworze urzędnikami: ekonomami, włodarzami, karbowymi. Niejeden ziemianin występował często w roli rozjemcy i autorytetu, gdy wśród robotników folwarcznych dochodziło do sporów.

Codzienne wydatki notowano w kajetach, a ponieważ rejestrowały pieniądze, które „wysunęły się z domu”, zeszyty te częściej trafiały do pieca niż do archiwum. Rachunki majątkowe to rzecz inna; te prowadzone były na ogół w miarę starannie i przechowywane długo.[26] To samo tyczy się tabel rachunkowych, które prowadzono zarówno w dużym majątku, jak i małym folwarku. Zawierały zazwyczaj kilkuzdaniowy opis dworu i browaru, wykaz poddanych - od kmieciów poczynając, na komornikach kończąc, łącznie z wyliczeniem ich powinności. Na ich podstawie możemy się dowiedzieć, że nie wszyscy kmiecie, czy zagrodnicy mieli jednakowe powinności, było to uwarunkowane możliwościami danego gospodarstwa. Z biegiem lat powinności malały, a wzrastała rola czynszu. Zapisywano przede wszystkim wszelkie dochody, rozchody i obowiązki poddanych w dokumentach - tzw. modelleuszach. Szczegółowe wyliczenia były następnie sumowane, i po uogólnieniu, umieszczane w zestawieniu rocznym. Ważne dla dworu były rejestry krescencji, czyli bilans roczny. Od wielkości urodzaju i odpowiedniego nim zarządzania zależała przyszłość gospodarstwa. Należało zaplanować, ile zestawić na siew, na spożycie, na tzw. ordynarię, tj. wynagrodzenie, głównie rzemieślników dworskich, ile zostawić w spichrzach, a ile sprzedać.

Z biegiem lat praca w kancelarii stawała się coraz bardziej absorbująca i wymagająca pewnych kwalifikacji. Gospodarz musiał prowadzić księgi dochodu i rozchodu oraz dokumentację produkcji rolnej i hodowlanej. Bardziej zaradni ziemianie przechodzili z biegiem czasu na nowe metody gospodarowania, a to wiązało się  z koniecznością prowadzenia coraz bardziej rozrastającej się dokumentacji, odbywania codziennych rozmów z urzędnikami gospodarczymi, przyjmowania interesantów i miejscowych urzędników. Gospodarz musiał sprawdzać i zatwierdzać rachunki, zamawiać nawozy sztuczne, nasiona, części maszyn, węgiel, materiały budowlane. Przygotowywał zeznania podatkowe, wypełniał różne ankiety, załatwiał korespondencję w sprawach społecznych, pisał listy do krewnych, przyjaciół i znajomych zwracających się o radę i pomoc. Często sam kierował procesem produkcji w majątku, starał się sprawdzać, czy zwykłe codzienne czynności w zabudowaniach folwarcznych przebiegają prawidłowo. Przyglądał się karmieniu inwentarza, czyszczeniu koni, wyruszaniu zaprzęgów w pole itp.

Z gospodarstwem folwarcznym związany był przemysł dworski. Stanowiły go obiekty wytwórczości spożywczej: browary, młyny, wiatraki, olejarnie, gorzelnie oraz cukrownie, a także zakłady niespożywcze: tartaki, papiernie, gręplarnie, cegielnie. Z reguły ta ostatnia grupa obiektów lokalizowana była w pewnym oddaleniu od założenia dworsko-folwarcznego - nie pozostawała zatem w powiązaniu krajobrazowym z rezydencją, w przeciwieństwie do produkcji spożywczej, którą lokalizowano często w podwórzu folwarcznym.[27]

Młyn wodny

Młyn wodny w Żelazowej Woli, rys. Kinga Nowak na podstawie ilustracji A. Fonfary z albumu „Tak żyli ludzie w dawnej Polsce”, red. A. Matkowskiej

 

Na początku XIX wieku powierzchnia majątków wahała się od stu kilkudziesięciu hektarów do kilkuset, czasem nawet powyżej 500 hektarów. Przeciętna wielkość majątku wynosiła trzysta kilkadziesiąt hektarów. W XIX wieku powierzchnie dóbr nieco skurczyły się z powodu uwłaszczenia i licznych parcelacji. Z biegiem czasu produkcja rolna stawała się mniej opłacalna i dwory ubożały. Do upadku przyczyniło się także marnotrawstwo, niegospodarność, spekulacje, wystawny tryb życia, hazard, zwłaszcza karciany. Przed wojną większość dworów była skrajanie zadłużona i posiadała obciążone hipoteki. Klęski dopełniła reforma rolna z 1944 r., parcelacja majątków ziemskich, połączona z wyrzuceniem bez odszkodowania ich prawowitych właścicieli. Spowodowało to nieodwracalne zmiany na polskiej wsi.

Dawniej dwór był „domem-przedsiębiorstwem”[28], funkcjonującym na wielu płaszczyznach: kulturowej, gospodarczej czy oświatowej. W dzisiejszych czasach odnotowuje się powolne odradzanie się dworów ziemiańskich i przywracanie niektórych ich funkcji, głównie kulturowych. Jednakże nie jest to powrót do tradycji ziemiańskiej, która właściwie została całkowicie zniszczona.  Ani do dawnej świetności szlacheckiej, o której dziś już tylko w książkach przeczytać można.

wesele

Wesele, rys. Pamela Kowalska na podstawie fotografii J. Przewłockiego (Internet)

Oprac. Magdalena Bieniek – pracownik Oddziału Terenowego Bolimowskiego Parku Krajobrazowego

--------------------------------------------

[1] W. Pol, Pieśń o ziemi, 1859, s. 59.
[2] „Bluszcz” - ilustrowany tygodnik kobiecy wydawany w Warszawie w latach 1865-1918, 1921-1939 i 2008-2012 r.
[3]„Tygodnik Ilustrowany” – warszawskie ilustrowane czasopismo kulturalno-społeczne wydawane w latach 1859-1939.
[4] E. Kowecka, W salonie i w kuchni, Poznań 2008, s. 104.
[5] Ibidem, s.107.
[6] M. Łozińska, W ziemiańskim dworze, Warszawa 2011, s. 19.
[7]   M. Łozińska, W ziemiańskim dworze, Warszawa 2011, s. 25.
[8]  Ibidem, s. 27.
[9]  E.  Kowecka, dz. cyt., s. 115.
[10] E.  Kowecka, dz. cyt., s. 116.
[11] Ibidem, s. 118.
[12]  W. Molik, Życie codzienne ziemiaństwa w Wielkopolsce, Poznań 1999, s. 298- 301.
[13]  E. Kowecka, dz. cyt., s. 120-127.
[14]  W.  Molik, dz. cyt., s. 176.
[15]  Ibidem, s. 315.
[16]  M. Łozińska, dz. cyt., s. 84-85.
[17] M. Łozińska, dz. cyt., s. 203-205.
[18] Ibidem, s. 72-73.
[19]  K. Koźmian, Pamiętniki, Wrocław 1972
[20] M. Łozińska, dz. cyt., s. 103.
[21] W. Molik, dz. cyt., s. 266-275.
[22] T. Epstein, Oficjaliści i służba w dworze polskim w XIX wieku [w:] Dwór polski: zjawisko historyczne i kulturowe. Materiały z IV Seminarium Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Warszawa 2004,  s. 135-136.
[23] M. Łozińska, dz. cyt., s. 22-23.
[24]  T. Epstein, dz. cyt., s. 135-146.
[25]  E. Kowecka, dz. cyt.,  s. 30-31.
[26]  Ibidem, s. 239.
[27] G. M. Balińska, Obiekty przemysłu dworskiego w krajobrazie rezydencji ziemiańskiej, [w:] Dwór polski w XIX wieku: zjawisko historyczne i kulturowe. Materiały z IV Seminarium Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Warszawa 2004, s. 167.
[28] E. Kowecka, dz. cyt., s. 5.